środa, 12 sierpnia 2009

Nie można pomóc wszystkim – czyli Gwiezdne wojny

Kilka dni temu moja Mądra Przyjaciółka powiedziała: „Nie można pomóc każdemu, można pomóc tym, którzy stanęli na naszej drodze.”
Wczoraj po raz kolejny przystąpiłem do oglądania mojego ukochanego filmu – Sagi Gwiezdnych Wojen. W części pierwszej części (Mroczne widmo) kilkuletni Anakin Skywalker mówi, że „Największym nieszczęściem kosmosu jest to, że sobie nie pomagamy”.

A teraz cztery obrazki.
Obrazek pierwszy.
Dworzec Centralny – Warszawa. W kiosku, w przejściu podziemnym, siedzi sprzedawca. Nudzi się wyraźnie. Nie ma kolejki, godzina taka, że pewnie wypił już kawę i przejrzał prasę. Facet na oko 30-35 lat. Podchodzę kupić bilet. Zwykły bilet na autobus. Nie znam Warszawy, w każdym mieście ceny biletów, czas, w jakim można na nich jeździć, są różne. Mówię, dokąd chcę jechać – Okęcie zna chyba każdy warszawiak. Ale nim udało mi się kupić bilet, usłyszałem cennik na wszelkie możliwe bilety i czasy przejazdów. Oczywiście tonem do głębi znudzonym i wzgardliwym. Ot przyjechał z prowincji i uprzykrza życie.
Obrazek drugi. Ta sama Warszawa dwa tygodnie później. Zapytany taksówkarz stwierdził, że nie wie, gdzie w okolicach Dworca Centralnego jest przystanek busów. Stał od niego 100 m i pewnie nie raz zawoził lub odwoził tam pasażerów.
Obrazek trzeci. Kasa na Dworcu Centralnym – w kolejce stoi kilka osób. Mój pociąg odjeżdża za klika minut. Poprosiłem więc grzecznie o przepuszczenie lub kupienie biletu. Usłyszałem kilka powodów, dla których żadna z osób stojących w kolejce nie może mi pomóc.
Między obrazkiem pierwszym a drugim i trzecim minęły dwa tygodnie. Przez te dwa tygodnie byłem pośród ludzi żyjących w innej kulturze. Ludzi uśmiechających się do siebie, znających słowa „dzień dobry”, „przepraszam”, „dziękuję”. Kierowców przepuszczających pieszych i to nie wyłącznie na pasach. Kierowców autobusów pomagających kupić bilet i go skasować, zatrzymujących się na przystankach i pytających czy mogą pomóc!
Przechodniów udzielających pomocy na każdą prośbę i to w sposób jak najbardziej zrozumiały dla cudzoziemca nie znającego ich języka. Przez dwa tygodnie nie spotkałem się z jakąkolwiek sytuacją nieprzyjemną, z objawami chamstwa o agresji nie wspomnę. I nie siedziałem w czterech ścianach pięciogwiazdkowego hotelu. Jeździłem zwykłymi pociągami, zwykłymi autobusami, chodziłem w tłumie miejscowych i cudzoziemców o chyba każdym spotykanym na świecie kolorze skóry. Nikt nikogo nie wyśmiewał, nie wytykał palcem.
A przecież ci ludzie mają także swoje kłopoty, swoje zmartwienia, liczą jak związać koniec z końcem. Jednak, jak widać można inaczej.

Większość z nas bardzo chętnie podaje sposoby na zbawienie ludzkości, potępia postępowanie innych, chce ich karać itd. Ale nim weźmiemy się za rozwiązywanie problemów ludzkości, może zacznijmy od pomocy tym, którzy stanęli na naszej drodze. Pomóżmy im, nawet, jeśli o pomoc nie proszą.
Dziękuję moja Mądra Przyjaciółko, dzięki Anakin :)

2 komentarze:

  1. Mogłoby sie wydawać, że to jakaś utopia, że tak nigdzie nie ma, żeby kierowca autobusu, sam z siebie, bez jakiegokolwiek interesu, zatrzymał pojazd i wychylił się z okna pytając, czy pomóc! Gdybym sama tego nie przeżyła, nie uwierzyłabym :-)
    Dlatego musimy tam znów i znów wracać!

    OdpowiedzUsuń
  2. ostatnio w stolicy tez miałam nieprzyjemną wymianę zdań z kierowca autobusu...

    OdpowiedzUsuń