poniedziałek, 14 września 2009

Jutro

- Wyprowadzić oskarżonego. Przyprowadzić, kiedy się uspokoi.

Adam skulił się jeszcze bardziej, prawą dłoń wsunął pod lewy łokieć tak, by chronić obite ostatnie dwa żebra. Już wiedział, gdzie będą bić. Zawsze w jedno i to samo miejsce – ostatnie dwa żebra na lewym boku.

Czterech klawiszy przyprowadziło go po dwudziestu minutach. Był blady, w oczach nie wyschły mu łzy, ale nikt z widzów nie zwrócił na to uwagi. Każdy, komu udało się wejść na salę rozpraw, chciał krwi i krew tę miał dziś dostać. Każdy wiedział, kto jest winny, czekali tylko na ogłoszenie wyroku i głośno złorzeczyli, że zniesiono karę śmierci.
Obrońca z urzędu odwrócił wzrok. Oprócz Adama tylko on i strażnicy wiedzieli, co zaszło w ciągu tych dwudziestu minut. Ale on odwracał wzrok nawet wtedy, kiedy w więzieniu Adam pokazywał mu odbite od kości ciało. Rzucił tylko, że żadna autopsja nie wykaże, czy to było bicie, czy samookaleczenie. Bronił Adama, bo był zbyt młodym adwokatem, by odmówić obrony z jakichś tam powodów.

Studenckie praktyki w prokuraturze, cztery lata spędzone na salach rozpraw, tysiące stron akt, setki przeczytanych autopsji, koledzy ze studiów… Gdy Adam pisał pracę magisterską, już wiedział, że w wymiarze sprawiedliwości nie ma dla niego miejsca. Chciał tylko dokończyć studia. Dla swojego ojca, nawet nie dla siebie. Gardził przemysłem sprawiedliwości, jak lubił mówić, szczególnie przy ojcu Anny.
Na trzecim roku był na wycieczce w sieradzkim więzieniu. Obiecał sobie, że nigdy tam nie wróci.

Adam spuścił głowę, schował ją między ramiona, jakby oczekiwał kolejnego uderzenia, tym razem z góry. Zamknął oczy. Słowa sędziego, prokuratora, adwokata już do niego nie docierały. Czuł tylko gorąco rozchodzące się od rany i ciepło słońca na karku i potylicy. Był poza tą salą, nie analizował, nie rozumiał. Nawet już nie słyszał. Wiedział, że nie wyjdzie stąd wolny, już nawet go to nie przerażało.
Dziś jeszcze nie. A jutro? Jakie jutro?

Jeszcze wczoraj, kiedy zamykał oczy i przygotowywał się do swojego ostatniego słowa w rozprawie, widział twarz Anny, przerażoną i nie rozumiejącą, dlaczego umiera. Jeszcze wczoraj wierzył, że zostanie uniewinniony. Przecież dla wszystkich powinno być oczywiste, że to jej ojciec… Przecież nigdy nie darował jej odejścia z domu, rzucenia studiów, stoczenia się. Lubił powtarzać, że wyrządziła mu świństwo, jemu, któremu pierwszy „dzień dobry” mówił nawet prezes tutejszego sądu. Przecież, przecież… przecież zdążyła wyszeptać, że to jej ojciec …

- Proszę wstać, będzie odczytany wyrok…
Uderzony łokciem w bok Adam wstał. Nie słyszał wyroku, chciał tylko, by przestało boleć…

5 komentarzy:

  1. Anty, dajesz na całego!:) Twoja umiejętność budowania nastroju i wywoływania emocji jest świetna. Powninieneś jednak pozstawać w zgodzie co do realiów (w sądzie nie ma podejrzanych, oskarżonych konwojują policjanci a nie strażnicy więzienni - klawisze, nigdy 4 do jednego itd...) Grisham pisze co prawda z innymi założeniami, ale może być wzorem wykorzystania danych faktograficznych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Slawkas - to jest fikcja literacka i może byc inaczej jak w realu:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ojc......
    no w sumie może być nieco inaczej....

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do podejrzanego - dzięki - już zmieniłem, oczywiście masz rację. Co do "klawisza" - to nazwa odnosząca się obecnie nie tylko do służby więziennej, ale także do ogółu tzw. stróżujących, (choćby wychowawcy w poprawczakach czy policjanci sądowi). Co do czterech? Mogę się mylić - nie pamiętam :-) Uznajmy to za fikcję literacką hłe hłe.

    OdpowiedzUsuń
  5. teraz młodziez nadużywa słowa "konfident" do wszystkiego, do stróża tez...

    OdpowiedzUsuń