Dziś przemyślenia po dwóch filmach, pierwszy to „Generał Nil”, o którym pisałem w poście z 2 maja, drugim jest „Walkiria” reż. Bryana Singera.
Przelewanie myśli na „papier” pozwala je uporządkować, posegregować w głowie fakty, przeciwstawić opinie.
Teraz trochę wstyd przyznać się nawet przed samym sobą, że uważałem do niedawna pułkownika Ryszarda Kuklińskiego za zdrajcę. Nie wiem dlaczego. Znam przecież teorię ślepych i myślących bagnetów. Historię Stauffenberga i kilka innych podobnych znałem przecież na długo przed obejrzeniem filmu.
Jeżeli przyjąć, że pułkownik Kukliński działał z pobudek wyższych niż materialne, a z tego co wiem, nie ma dowodów, by kierowały nim pobudki materialne, to łamiąc wiążącą go przysięgę zachował się jak bohater. Przysięgę składał mając inne przesłanki. Składając przysięgę działał w dobrej wierze, podobnie jak Stauffenberg.
Dopiero fakty, które poznał po jej złożeniu, spowodowały jego wewnętrzną metamorfozę. Dopiero później, podobnie jak Stauffenberg, „przejrzał”, zrozumiał.
Może rzeczywiście ludziom z mojego pokolenia, wychowanym na zakłamanej obowiązkowej historii, trudniej jest przyjąć prawdę inną, niż obowiązującą w czasach PRL? Choćby nie wiem, jak jasną i oczywistą była? Kiedy pewna urocza pani w TV ogłosiła w Polsce koniec komunizmu, miałem 20 lat. Drugie tyle trwa moje oczyszczenie się z jego brudu. Zaczynam też rozumieć, co miał na myśli ks. Tischner pisząc o „homo sovieticusie”.
No i pojąłem w końcu, o co chodziło Kaczmarskiemu w „Marszu intelektualistów”.
No cóż… Lepiej późno niż wcale.
Przywrócimy demokratyczne państwo prawa
9 lat temu
Przyznam, żę "Walikria" czeka u mnie na swoją kolej już ponad miesiąc. Zachęcony, może wreszcie obejrzę:)
OdpowiedzUsuńWarto. Choćby dlatego, by uzmysłowić sobie rolę przypadku w historii.
OdpowiedzUsuńA ja się cieszę, że przestałeś uważać Kuklińskiego za zdrajcę. Już dawno Ci mówiłam, że on nie jest zdrajcą i miałam rację :-)
OdpowiedzUsuń