czwartek, 24 września 2009

Przy włoskim winie - czyli barbarzyńca w ogrodzie*.

"Trochę zwiedziłem trochę widziałem
gdzieś tam jeździłem z ludźmi gadałem"**

We Włoszech byłem po raz pierwszy. Nawet nie we Włoszech. Byłem w Toskanii. Myślę, że niewiele jest krajów w Europie tak zróżnicowanych jak właśnie Włochy. Ale ja nie o tym :)
Jechałem do Włoch zbrojny w encyklopedyczno-przewodnikową wiedzę, z przeświadczeniem, że będzie pięknie, pysznie itd. Ale z podskórnym jakimś przeświadczeniem, że nic mnie tam nie zaskoczy. Bo Polska jest i tak najpiękniejsza, że my Polacy itd...
Dostałem tam po łbie trzy razy. Nic nie pomogło, że byłem przygotowany na to, co zobaczę. Bez przesady przyznam, że zderzenie z Cywilizacją było dla mnie czymś porównywalnym z sytuacją, kiedy czytasz o tyranozaurze, a rano go spotykasz przed drzwiami domu. Jak wtedy zareagujesz? Paniką w pierwszej chwili, bezkresnym zdumieniem po panice i przeświadczeniem, że się nie obudziłeś.
Tym właśnie były moje "dostania po głowie".

Po głowie po raz pierwszy, czyli GROPINA
Do Gropiny można dojechać własnym samochodem lub dojść na własnych nogach kilka kilometrów od przystanku autobusowego.
Niby nic, widziałem zdjęcia, czytałem opisy. Ot, kościół z VIII w. Longobardzki. Co mnie może zaskoczyć? Z zewnątrz - brzydki, szary, kamienny, z resztą taki ma być. Wchodzę do środka... Oczy przyzwyczajają się do zmroku. Rząd kolumn, żółte światło wpadające z maleńkich, alabastrowych szyb. Cisza. Mimowolnie głos sprowadzony do szeptu. Zakłopotanie. Cisza. W prawo, czy w lewo? Do ołtarza czy ambony? Jestem we Włoszech, czy może raczej w Peru czy Meksyku? Przecież... Cisza. Skradam się, by czegoś nie spłoszyć. Sam nie wiem czego. Cisza. Chodzę na palcach wstrzymując oddech. Po dłuższej, bardzo długiej chwili odważam się włączyć aparat. Oddycham bardzo cicho.

















Po głowie po raz drugi - czyli Katedra we Florencji

Katedra to symbol Florencji. Jest na 90% widokówek, na każdej stronie www o tym mieście, w każdym przewodniku. Znana i w sumie opatrzona. Kopuła jak tiara na łbie wieloryba rzuconego w środek miasta. Czerwona i monumentalna. Piękna i już trochę kiczowata. Nawet z pokładu samolotu jest znakiem rozpoznawczym, że zaraz będzie lądowanie.
Widziałem w życiu kilka wielkich budynków, sal, katedr.
Wejdę, bo zegar i kopuła... W końcu najwartościowsze dzieła wyniesiono do katedralnego muzeum. Ale być we Florencji i nie być w katedrze? To tak, jak być w Krakowie i nie widzieć ołtarza w Kościele Mariackim. Ładny, nie ładny, być trzeba. Z resztą, kto się odważy powiedzieć, że nieładny.
Kolejka na szczęście krótka. Wchodzę. PANIKA. Wyjść? Usiąść? Uciec? Jak? Kto? Dlaczego? Po co? Ale te pytania zadaję sobie dopiero wtedy, kiedy łapię oddech.
Nie mam żadnych fobii. To nie fobia przecież. Światło i ogrom. I poczucie małości. Czy tak się czuli Polacy, którzy przybywali do Florencji w XV wieku? Wieku budowy katedry? Mali, zagubieni, przytłoczeni? Nieważna kopuła, nieważne wejście na nią. Zapominam o zegarze. Patrzę tylko na światło z okien, wdzierające się do środka żywymi kaskadami. Zaczynam oddychać dopiero, kiedy płuca dopominają się tlenu. A jest go tutaj aż nadto!
Nie udało mi się zrobić dobrych zdjęć. Ręce drżały i nie mogłem skupić uwagi na aparacie. Naprawdę :-)









Po głowie po raz trzeci - czyli Kaplica Medyceuszy
Ostatni dzień wakacji. Kaplica Medyceuszy. Marcepanowa różyczka na torcie. Pierwszy i ostatni kęs szarlotki z bitą śmietaną. Zapach skórzanych foteli w nowym ferrari. Moment przed poproszeniem dziewczyny o rękę. Chwila, po przeżyciu której płyną łzy. I nie wiesz dlaczego. Wejście do Kaplicy Medyceuszy jest tym wszystkim, ale połączonym w jedno.
Płacisz jakieś ciężkie pieniądze za wejście, zgadzasz się na sprawdzenie plecaka, byle szybko, byle w końcu wejść, byle już.
Udaję, że oglądam jakąś wystawę szczerozłotych przedmiotów, że zachwycam się czymś, dziś już nie wiem czym. Jakieś rzeźby, jakieś kielichy, jakieś monstrancje. Mhm, piękne, tylko gdzie ta kaplica? Szybciej! JEST! O KURWA, NIE! DLACZEGO? Jakieś płyty stelaże, płótna, zasłonięte nagrobki. NIE! NIE! NIE! Oddajcie natychmiast! Dlaczegooooo? Tabliczka Capella dei Medici. I strzałka pod nią. Ty głupku. To nie tu!!! Schody, schody. Nie wiem dlaczego, ale po wejściu w oczach stanęły mi łzy. Przecież widziałem te rzeźby, te nagrobki na setkach zdjęć, iluś tam filmach. Czytałem w iluś tam książkach. Kolorowe i czarno-białe, zdjęcia zrobione chyba o każdej porze dnia i porze roku. Ogólne i szczegółowe. Wiem, kiedy i jak powstały. Skąd pochodził marmur. Wiem chyba o nich wszystko. Nic nie wiedziałem. Tak, jak Tomasz. Musiałem zobaczyć, by uwierzyć. Bo nie sposób pojąć umysłem, że to stworzył człowiek. Trzeba uwierzyć. Siedziałem na schodkach ołtarza kilkadziesiąt minut odwracając głowę to w prawo, to w lewo. Chłonąłem całym sobą. Teraz, kiedy piszę, widzę postacie z nagrobków, zamyślone, smutne, ale żywe. One tylko na chwilę się położyły, by wspomnieć postacie Lorenza i Guliana.... Zaraz wstaną, okryją się czymś, zabiorą sowy i tarcze i odejdą...

























* Barbarzyńca w ogrodzie to zbiór esejów Zbigniew Herberta, który wraz z Labiryntem nad morzem i Martwą naturą z wędzidłem tworzy trylogię - niezwykłą opowieść o "złotych wiekach" sztuki i cywilizacji europejskiej.

** Cytat z piosenki zespołu "Pod Budą" słowa A.Sikorowski

Zdjęcia z Kaplicy Medyceuszy zaczerpnięte z przepastnych danych internetowych. Turystom takim jak ja nie wolno tam oficjalnie robić zdjęć :-)

5 komentarzy:

  1. Piekne sa zabytki we Florencji.
    Dobrze, ze Wlochy nie leza w Europie Srodkowej. Pewno kolejne wojny zmiotlyby z powierzchni ziemi wiekszosc tych perelek architektury.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. matko..teraz to ja dostałam po łbie:))
    cudnie tam, po prostu.
    a Michaś wymiata..i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  3. no, dzieciaki na wudeżecie mogłyby porównywać budowę ciała obu płci:)

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Tribudragon
    Piękne. Im więcej tak się chodzi, ogląda, zwiedza, tym więcej jest do chodzenia, oglądania, zwiedzania :-)

    @ Mijka
    Michaś był najlepszy, ale do Rodina i Claudel:-)
    Oczywiście w rzeźbie.
    Jako artystą dla mnie jest doskonały, perfekcyjny i do dziś niedościgniony. Ale moje rozumienie sztuki zatrzymało się na Andy Warhol'u :-|

    @ Beata
    Taką anatomię, to mają już w kreskówkach :> Na wudeżecie wiedzą, jak tego się używa :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. moje też..na Andym..i najgorsze jest,że muszę dzieckom wytłumaczyć,co było PO..jak nie lubię..brrr.

    Rodin jest boski.też.

    OdpowiedzUsuń